Wiało za mocno – wiatraki stop

Wysoka produkcja energii z wiatru w ostatnich dniach dała się mocno we znaki energetykom. Ciepłe święta sprawiły, że zapotrzebowanie na energię było wyjątkowo niskie, a prądu w systemie zdecydowanie za dużo. Konieczny był awaryjny eksport energii na dużą skalę do naszych sąsiadów. Nie obyło się też bez wyłączenia wiatraków w najtrudniejszych godzinach. W kolejnych dniach możliwe są kolejne turbulencje. — To nowa normalność — mówią nam energetycy.

You are currently viewing Wiało za mocno – wiatraki stop

Do takiego scenariusza powinniśmy zacząć się przyzwyczajać. Podobnie jak w ubiegłym roku, także tegoroczne święta okazały się niemałym problemem dla operatora sieci energetycznej, który musiał się nagimnastykować, by zbilansować ilość energii w systemie i zapewnić bezpieczną pracę sieci. Mieliśmy bowiem do czynienia z kilkoma niekorzystnymi czynnikami. W święta Bożego Narodzenia zapotrzebowanie na prąd tradycyjnie jest niskie, bo nie pracują m.in. szkoły, urzędy, centra handlowe, a wiele zakładów produkcyjnych obniża moce. Tym razem popyt na energię dodatkowo zdołowały wysokie jak na grudzień temperatury. Wiało natomiast na potęgę, co skutkowało potężną produkcją energii z farm wiatrowych.

W efekcie konieczna była interwencja operatora sieci — Polskich Sieci Elektroenergetycznych — który albo wypychał nadmiarową energię do naszych sąsiadów, albo zatrzymywał wiatraki. W ten sposób udało się uniknąć scenariusza najgorszego, czyli destabilizacji sieci i masowych wyłączeń prądu.

 

 

Energetycy, z którymi rozmawialiśmy, mówią wprost: — To nowa normalność. Instalacji OZE przybywa i do takich dni, gdy produkcja energii z wiatru lub ze słońca jest zbyt duża jak na krajowe potrzeby, powinniśmy się przyzwyczaić.

Podobne problemy mogą pojawić się także w okolicach Nowego Roku, kiedy zapotrzebowanie na energię będzie niskie.

Wiało za mocno. Wiatraki zostały wyłączone

Do sztucznego obniżenia mocy z farm wiatrowych doszło w pierwszy dzień świąt 25 grudnia. PSE poinformowały, że tego dnia wprowadziły „nierynkową redukcję generacji” ze względu na nadpodaż energii i „konieczność przywrócenia zdolności regulacyjnych” krajowych sieci. W praktyce oznacza to, że farmy wiatrowe dostały polecenie zmniejszenia mocy, za co dostaną później rekompensaty. Część wiatraków musiała więc zostać wyłączona.

Wyłączenia trwały od godz. 1 do godz. 8 w poniedziałek, a ich skala była ogromna. W niektórych godzinach wyłączono 1,78 GW mocy zainstalowanych w wiatrakach — to tak, jakby nagle zgasić dwa największe bloki węglowe w Elektrowni Opole.

W godzinach nocnych 25 grudnia zapotrzebowanie na energię w całym kraju było bardzo niskie i nie przekraczało 13 GW.

Jak podaje Fundacja Instrat, w niedzielę 24 grudnia wiatraki wyprodukowały 119 GWh energii, a razem z fotowoltaiką (4,6 GWh) zapewniły 32 proc. dziennego krajowego zapotrzebowania na prąd. W poniedziałek 25 grudnia z wiatru powstało już 185 GWh energii. Wiatraki i fotowoltaika (10 GWh) zapewniły wówczas niemal 46 proc. potrzebnej energii. We wtorek 26 grudnia farmy wiatrowe wyprodukowały 161 GWh energii i razem z instalacjami słonecznymi (6 GWh) pokryły 40 proc. krajowego popytu na prąd.

Ratunkowy eksport energii. Ratowali nas głównie Niemcy

Ostatnie dni na rynku energii to także intensywny czas wymiany handlowej z krajami ościennymi. Choć komercyjny handel energią był wysoki, to i tak nie wystarczyło to do zbilansowania systemu. Operator musiał więc korzystać z pomocy sąsiadów i w trybie awaryjnym „wypychać” energię za granicę. Tu cenę transakcji ustalają między sobą krajowi operatorzy. Zdarza się też, że Polska za taki eksport energii musi płacić sąsiadom. PSE nie ujawnia jednak kosztów poszczególnych interwencji.

W takim awaryjnym trybie 25 grudnia Polska wysłała za granicę aż 35,5 GWh energii, głównie do Niemiec, ale też do Słowacji i Ukrainy. Natomiast 26 grudnia interwencyjny eksport wyniósł 17,4 GWh i znów głównym odbiorcą polskiego prądu były Niemcy, a pozostała część energii popłynęła na Słowację.

Potrzebna większa elastyczność systemu

Problemy polskiego systemu wynikają z wysokiej produkcji energii z OZE przy małej elastyczności elektrowni węglowych, które są podstawą krajowej energetyki. Bloków węglowych nie da się wyłączyć bez konsekwencji z dnia na dzień, a ich moc można obniżyć tylko do określonego dla każdej jednostki minimum technicznego. Daje to wtedy gwarancję, że bloki będą w stanie szybko powrócić do pracy na pełnych mocach. Najczęściej taki nagły powrót do wysokiej produkcji konieczny jest wieczorami, gdy fotowoltaika traci swoją moc.

Wietrzna końcówka roku to sygnał dla właścicieli bloków węglowych, że mogą wtedy planować remonty. Tym razem jednak modernizacje przechodzi tylko kilka dużych jednostek — największy blok w kraju (1075 MW), który zlokalizowany jest w Elektrowni Kozienice (postój od 23 grudnia 2023 r. do 7 stycznia 2024 r.) oraz jeden z bloków w Opolu o mocy 910 MW (postój 27-30 grudnia). To spora ulga dla systemu w wietrzne dni.

Docelowo polski system energetyczny wymaga zmian. Konieczne jest uelastycznienie systemu. Już cztery lata temu eksperci Forum Energii alarmowali, że rosnący udział OZE będzie zakłóceniem dla systemu energetycznego, jeżeli będzie on działał tak jak 30 lat temu. Potrzebne mogą być m.in. inwestycje w magazyny energii, dynamiczne taryfy, w których przy nadpodaży energii prąd jest tańszy, a przy niedoborze — droższy, oraz interwencyjne zwiększanie zużycia energii, za co odbiorcy mogą otrzymywać opłaty.

Źródło: businessinsider.com.pl

Loading

Reklama
Reklama